Dyktando na wpół ornitologiczne
Gżegżółka z piegżą jak bum-cyk-cyk
żabiściek zżarły
i nie umarły.
Czmychnęły w chaszcze pstre przepiórzyce,
a z nimi trznadel, zna okolicę,
więc, by przechytrzyć bekasa kszyka,
w trzcinie wpółzżętej żwawo pomyka.
Ani go widu, ani słychu.
Pójdźka z pustułką ścichły na strychu.
Coś szuru-buru i krętu-wętu,
jestżeli powód do zamętu?
Trzy przepiórzyce hoc, hoc, hoc
na hulajnodze pędzą w noc.
I z nagła słychać: łubu-du!
Spadłyżby może?
Ani mru-mru.
Ja wszystkie ptaszki kocham en bloc,
może nie całkiem, nie znoszę srok.
Żerują, siedząc hardo na żerdzi
i kłamią. Brzechwa tak twierdzi.