
Posterunkowy na schwał
Średniowysoki, lekko łysiejący niespełna pięćdziesięcioipółletni rembertowianin zatrzymał nieopatrznie w niedozwolonym miejscu nieopodal domu kultury krwistoczerwonego hyundaia. Z tyłu, żując niby-racuszki z rzeżuchy i jarmużu, siedziała cud-blondyna i sponad ray-banów rzucała znużonym spojrzeniem na swego eksmęża.
Z nagła zza obskurnego żywopłotu wychynął świeżo zatrudniony, a już sfrustrowany nicnierobieniem swojego przełożonego, stróż prawa. Hardo chrząknął i zszarzały z zazdrości na widok ekstranówki półoficjalnym tonem zagadnął:
- A dokądże tak państwu śpieszno? Czyżby na dyktando? Wiem skądinąd, że burmistrz obiecał zwycięzcy horrendalnie wysoką nagrodę. Z ponad dwudziestu policjantów komendant mnie wybrał, bym reprezentował nasz komisariat, mimo że mam dysortografię. Sam czmychnął do masażysty, bo rzekomo rehabilituje ischias. Niechby takie cuda-wianki małolatom opowiadał.
- Niezły z pana chojrak - skonstatowała blondynka pół żartobliwie, pół serio i zalotnie poprawiła wsuwkę.
- Proszę mi podać ramię, a nuż pomogę panu zgarnąć główną nagrodę? Ryzyk-fizyk!